Duch Walończyków pod Szrenicą

Szklarska Poręba, niewielkie miasteczko przytulone do karkonoskich zboczy, nosi w sobie historię znacznie większą, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Jej korzenie sięgają nie tylko dziejów osadnictwa, przemysłu czy turystyki, ale także legend, które splatają w jedno naturę, człowieka i tajemnicę.
Kiedy staje się na głównej arterii, a ponad dachami pensjonatów i restauracji wyrasta sylwetka Szrenicy, 1361-metrowego strażnika gór, można poczuć, że ten krajobraz zawsze był sceną dla czegoś więcej niż codzienności. To właśnie tutaj, w cieniu karkonoskich świerków i granitowych bloków, pojawili się ludzie, którzy zdefiniowali duchowe dziedzictwo tych ziem – Walończycy.
„Przybywający w Karkonosze poszukiwacze minerałów pochodzili głównie z dzisiejszej Belgii i północnej Francji. Nazywali się Walonami i stanowili bardzo wyróżniającą się spośród lokalnej społeczności grupę. Poszukiwaniem skarbów trudniła się stosunkowo nieliczna grupa ludzi wtajemniczonych, ściśle zwarta i niechętnie dopuszczająca kogokolwiek z zewnątrz do udziału w poszukiwaniach. Poszukiwanie skarbów łączyło się z wykonywaniem praktyk magicznych, wchodzeniem w kontakt ze zjawiskami nadprzyrodzonymi.” – przypomina Muzeum Ziemi Juna.
Ten cytat otwiera wrota do dawnej wyobraźni. Walończycy, średniowieczni poszukiwacze kamieni szlachetnych, minerałów i złota, nie byli zwykłymi górnikami. Ich działalność miała w sobie coś z alchemii, coś z mistyki i coś z surowego trudu życia w górach. Wędrowali przez Sudety, zostawiając po sobie nie tylko wykute w skałach znaki, ale również legendy, które do dziś przenikają karkonoskie doliny.
Ich wiedza o geologii i mineralogii – choć zakorzeniona w epoce, w której nauka i magia żyły obok siebie – stanowiła fundament dla późniejszych hut szkła, dla całego przemysłowego i artystycznego rozwoju regionu. Kwarc i czysta górska woda, które wydobywali i wykorzystywali, stały się podstawą, na której wyrosło miasto, jakie znamy dzisiaj. Nieprzypadkowo do dziś przypomina się, że:
„Najszersza w Europie żyła kwarcowa biegnie z Izerskich Garbów koło Rozdroża Izerskiego na Kamieniecki Grzbiet. Ma ona kilka kilometrów długości i jest eksploatowana bez przerwy od wczesnego średniowiecza.” – podaje portal szklarskaporeba.pl.
To właśnie ten pas kwarcowy, niczym biały kręgosłup przebijający ciemne skały, stał się żywicą całego regionu. Dzięki niemu powstały huty szkła, które rozsławiły Szklarską Porębę na całą Europę.
Walońska tajemnica
To, co wyróżniało Walończyków, to nie tylko praktyczna znajomość minerałów, ale przede wszystkim aura tajemnicy. Byli obcy – przybyli z daleka, ubrani inaczej, mówiący obcym językiem, żyjący w zamkniętej wspólnocie. Dla miejscowych stanowili zagadkę. Nic więc dziwnego, że otaczała ich legenda o czarach, zaklęciach, o umiejętności rozmawiania z duchami gór.
Ich stroje, dziś odtwarzane przez członków bractw i lokalnych animatorów kultury, przypominają o dawnych mistrzach: skórzane pasy, długie czerwone płaszcze, kaptury i sakwy, w których nosili narzędzia do poszukiwania kamieni. W tych prostych, lecz symbolicznych ubiorach widać było zarazem praktyczność rzemieślnika i tajemniczość maga.

Minęły wieki. Sudety zmieniały swoje oblicze: powstawały huty szkła, rozwijała się turystyka, kuracjusze i wędrowcy odkrywali piękno Karkonoszy. A jednak duch Walończyków nie zniknął. Przetrwał w znakach, w podaniach i w pamięci.
W 1999 roku w Szklarskiej Porębie powstało Sudeckie Bractwo Walońskie, które z pełną świadomością postanowiło ożywić tę tradycję. Nie chodziło tylko o rekonstrukcję dawnych obrzędów – ale o stworzenie przestrzeni, w której współczesny człowiek, spragniony sensu i kontaktu z dziedzictwem, mógłby dotknąć pradawnej tajemnicy.
Chata Walońska przy ul. Kołłątaja, ukryta pośród zieleni, stała się sercem tej inicjatywy. Tutaj odbywają się spotkania, rytuały wtajemniczenia, tutaj też można zobaczyć insygnia, księgi i kamienie, które przypominają o dawnej mądrości. To nie jest zwykła atrakcja turystyczna – to teatr tradycji, w którym każdy pielgrzym górski dostaje szansę stania się częścią większej opowieści.

Szklarska Poręba, z Chatą Walońską i tradycją Sudeckiego Bractwa, od lat promuje się jako mineralogiczna stolica Polski. Jednak o ten tytuł rywalizuje z pobliskim Lwówkiem Śląskim – miastem, które zyskało miano agatowej stolicy dzięki złożom agatów w Płóczkach Górnych i organizowanemu co roku Lwóweckiemu Latu Agatowemu – największej w kraju imprezy z giełdą mimerałów.
Choć Lwówek nie doczekał się własnego Bractwa Walońskiego, na wzór tego sudeckiego to jednak i tam duch dawnych poszukiwaczy jest żywy. Największą mineralogiczną imprezę w Polsce otwierają osoby w strojach walońskich – urzędnicy, pasjonaci i lokalni działacze, którzy przywdziewają kaptury i płaszcze, by choć na chwilę wskrzesić dawną symbolikę.
Nie można mówić o Walończykach i Bractwie bez wspomnienia ludzi, którzy własnym życiem wpisali się w tę narrację.
Jednym z nich był Janusz Szupszyński (1946–2019) – urodzony 26 czerwca 1946 roku w Cieplicach. Muzealnik, regionalista, kolekcjoner i pasjonat historii Dolnego Śląska. Pracował w Placówce Historyczno-Muzealnej w Lwówku Śląskim, a w latach 1991–1995 pełnił funkcję dyrektora Ośrodka Kultury we Wleniu. Jako menadżer kultury i działacz, przez lata związany z Lwówkiem, z pasją pielęgnował dziedzictwo i pamięć o walońskich tradycjach – był członkiem Sudeckiego Bractwa Walońskiego.

Drugą, jeszcze bardziej symboliczną postacią, był Juliusz Naumowicz (1942–2013) – założyciel i Wielki Mistrz Sudeckiego Bractwa Walońskiego, Honorowy Obywatel Miasta Szklarska Poręba. Sportowiec, absolwent wrocławskiej AWF, żołnierz Wojsk Ochrony Pogranicza, ratownik górski i wspaniały gawędziarz. Jego życiowa pasja znalazła szerokie ujście w 1989 roku, gdy założył firmę JUNA Minerals & Rocks, produkującą pamiątki i wyroby z darów ziemi.
Dwa lata później, po tragicznym wypadku, został przykuty do wózka inwalidzkiego. Nie stracił jednak ducha – przeciwnie, z jeszcze większą energią poświęcił się popularyzowaniu tradycji Sudetów Zachodnich. „Jeśli sami czegoś nie zrobimy, nie mamy prawa narzekać, że nic się nie dzieje” – mawiał.
W 1995 roku otworzył w Karczmie Głodowej Muzeum Ziemi, gdzie bezpłatnie można było oglądać minerały, kamienie szlachetne i formy skalne.
Cztery lata później powołał do życia Sudeckie Bractwo Walońskie, wiernie odtwarzające kilkusetletnie zwyczaje. Za swoją działalność otrzymał liczne nagrody – m.in. Statuę Liczyrzepy, statuetkę Ducha Gór czy tytuły Honorowego Obywatela Szklarskiej Poręby i Zasłużonego dla Gminy Lwówek Śląski.
Zmarł 28 kwietnia 2013 roku w wieku 71 lat. W jednym z wywiadów mówił:
„Marzę o tym, by sensownie się zużyć, wypalić do końca, zostawić trwałość po sobie, tak żeby pamiętali nawiedzonego, zakochanego w górach. Niczego się nie boję, byłem długo po drugiej stronie korytarza, nic strasznego. Pójdę skąd przyszedłem, do matki natury. Nic mnie nie zniszczy, a dusza jest nieśmiertelna.”

Słowa te brzmią jak testament człowieka, który całe życie poświęcił górom i ludziom w nich zakochanym.
Dziś, gdy tysiące turystów wspinają się na Szrenicę, zatrzymują przy Wodospadzie Szklarki czy odwiedzają Chatę Walońską, często nie wiedzą, że pod ich stopami kryją się nie tylko kryształy i minerały, ale także pamięć o ludziach, którzy odważyli się patrzeć dalej – w głąb ziemi i w głąb samej tajemnicy.
Szklarska Poręba to nie tylko kurort narciarski czy letniskowe miasteczko. To przestrzeń, w której spotykają się historia, mit i codzienność. A jeśli uważnie wsłuchać się w głos gór, można usłyszeć echa dawnych pieśni Walończyków, niosące przesłanie: prawdziwe bogactwo kryje się nie w kamieniach, lecz w tym, co człowiek zostawia po sobie.
Maciej Huzarewicz – Redaktor Naczelny
Fot poglądowe: Sudeckie Bractwo Walońskie